sobota, 11 stycznia 2014

# 30 (KONIEC)

17 grudnia 2013 roku. Dzień wyjątkowy. Nie było łez. Dokładnie pamiętam ten dzień. Tak jakby był wczoraj. Wtedy skończyłam terapię.
Dwa lata... Tyle to wszystko trwało. Wzloty i upadki... Nie potrafię zliczyć ile ich było. Dzisiaj mogę powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Nie poddałam się mimo gorzkich łez. Wyszłam z pułapki, którą sama na siebie zastawiłam. Nie wiem czy byłam tego świadoma. Może w pewnych momentach wiedziałam, że doprowadzę się do śmierci. Jednak to co było w mojej głowie zawsze stawało się silniejsze od rozsądku. Miałam swój własny świat, często o tym pisałam. Ale tak właściwie jak to się zaczęło?
Sam początek był w 6 klasie podstawówki. Myślałam, że jestem gruba, ale nic z tym nie robiłam. Działać zaczęłam w 1 klasie gimnazjum. Powoli ograniczałam jedzenie, stopniowo, bez pośpiechu. Nie schudłam dużo. Wakacje z 1 do 3 klasy gimnazjum były przełomem. Najpierw zaczęłam więcej ćwiczyć, później jeszcze bardziej ograniczałam jedzenie. Spalałam więcej niż jadłam. Nie mogłam spa. Pięć, sześć litrów wody dziennie to bardzo dużo. Kości wbijały mi się w łóżko. Z 52 kilo do 34 w niecałe 2 miesiące... Jednym słowem TRAGEDIA. Nie zdawałam sobie sprawy co robię. Poszłam do szkoły. Ludzie rozmawiali o mnie za moimi plecami. Pod presją pojechałam do dietetyka. Przytyłam przez pół roku do 48 kilo. Później schudłam do 40 kilo. Tyle ważyłam w maju.
Przełomem był turniej w marcu. Wtedy wiedziałam, że nie potrafię jeść. Nie potrafię traktować jedzenia jako źródło życia. Było mi zbędne. Coś mówił mi, że potrzebuję pomocy i to właśnie ta potrzeba okazała się silniejsza od PAPUGI. Znalazłam pomoc. W maju odbyłam pierwszą sesje terapeutyczną. Dzięki temu znalazłam źródło swojej anoreksji. Jakie ono było? Myślę, że mogę powiedzieć.
W moim domu nigdy nie czułam miłości. Chyba dużo dzieci jest w takiej sytuacji... Potrzebowałam zainteresowania. Byle jakiego. Chciałam uwagi mamy, ale też nie chciałam być taka jak ona. Po za tym obwiniałam się, o odejście taty od nas. Myślałam, że to ze mną jest coś nie tak skoro nas zostawił. Mój psychoterapeuta pomógł mi zrozumieć, że to nie ja jestem problemem, nigdy nim nie byłam. Odchudzając się odbywałam karę. Rozładowywałam to co siedziało wewnątrz mnie przez 11 lat. Czułam się lepiej. Najbardziej szczęśliwa byłam gdy kolejne kilogramy spadały w dół... Czułam, że realizuje swój cel. Czułam, że jestem coś warta.
GŁUPOTA
Wygląd zewnętrzny nie świadczy o naszej wartości. To prawda, że daje szczęście, ale nietrwałe i mgliste. Gdy spojrzysz głębiej nie widzisz go. Nie ma go. Widać je tylko z odległości. Jeżeli żyjemy w stworzonej przez siebie iluzji tak naprawdę nie dostrzegamy piękna życia w realności. Czasami życie wydaję się nam beznadziejne. Nie oszukujmy się często jest gorzej niż beznadziejnie, ale mimo wszystko trzeba z podniesioną głowa walczyć o to by było lepiej. Nie możemy zamykać się we własnym świecie. W prawdzie ukoi ból, ale nie na długo.
Zawszę mówię, że po terapii dostałam od Boga nowe życie. Tak czuję. Wiem, że papuga jest gdzieś bardzo głęboko i może się odezwać. Wiem jak ją ignorować. Nie chcę wracać do przeszłości bo wiem, jak przez to cierpiała moja rodzina. Byłam egoistką zamykając się w moich wyobrażeniach. Na szczęśćcie mam cele w życiu, które nigdy nie pozwolą mi tam wrócić. Pierwszy raz w życiu mogę powiedzieć, że wolę REALNY ŚWIAT.

Mam nadzieje, że wszyscy,którzy chorują na anoreksje czy inne zaburzenie wezmą się w garść i stawią czoła swoim lękom. Pamiętajcie, ze inni też cierpią gdy widzą wasze cierpienie. Nie udają. Współczują wam chcieli by pomóc, ale nie potrafią, ponieważ my im na to nie pozwalacie. Czasami po prostu trzeba zaufać...

czwartek, 7 listopada 2013

#29

Powoli wszystko zaczyna się układać. Są wzloty i upadki, ale gdzieś w środku czuję, że to nie to samo, co kilka tygodni temu. Nie mogę powiedzieć, że jestem zdrowa. Skłamała bym. Jednak poczucie bezpieczeństwa i kontroli nad swoimi odruchami daje mi ogromną siłę. Papuga gdzieś tam jest. Będzie ze mną już całe życie, ale uśpiona.

Teraz stoję po drugiej stronie lustra. Nie ma rzeczy nie możliwych.

*****

Czasami obiecujemy sobie, że coś robimy. Zbieramy środki do tego potrzebne i nagle wszystko pryska. Nie robimy nic. Boimy się. Czego dokładnie ? Zmian. trudno jest to zrozumieć. Nasz świat nie jest zbudowany na tylko i wyłącznie na logicznych zasadach. Jest abstrakcyjny.
Tylko dlaczego tak szybko poddajemy się manipulacji ze strony strachu ? Może czasami lepiej nie zastanawiać się co będzie, tylko po prostu podjąć decyzje.

niedziela, 20 października 2013

#28

Samotność jest jak przyjaciel. Towarzyszy ci w trudnych chwilach. Rozmawiasz z nią gdy nie potrafisz poradzić sobie z tym co dzieje się w twojej głowie.

Gdy ktoś zabierze ci wszystkich kogo miałeś, zostaje tylko samotność.

Czasami ten kogo uważaliśmy za najlepszego przyjaciela. Zabiera wszystkich bliskich. Nie mówię tu o anoreksji. Mówię o człowieku...

Wszystko niby wraca do normy , ale mam dosyć bycia sama w tym wszystkim. Mam niby rodzinę. Z naciskiem na NIBY. Nie mam przyjaciela, który po prostu ny mnie wysłuchał i wspierał.

To jest jest nie do wytrzymania...

Codzienne wewnętrzne monologi.

niedziela, 13 października 2013

#28

Mojego ostatniego posta dodałam dosyć dawno. Przepraszam ! Mam naprawdę mało czasu. W wolej chwili biegam tzn. teraz zaczęłam biegać . Czuje się  w końcu na siłach. Nie mam przymusu biegam , ponieważ odczuwam wewnętrzną potrzebę, która nie ma związku z " papugą ". To niesamowite ile radości może dać zwykły bieg. Ruszasz przed siebie. Zostajesz tylko ze swoimi myślami. Przeprowadzasz wewnętrzny monolog. To jest po prostu PIĘKNE !!!!!!! Dzięki temu wszystkie moje zmartwienia i problemy gdzieś uciekły. Skupiłam się tylko na sobie. Pierwszy raz od wielu miesięcy to, że jestem sama sprawiło mi przyjemność. 

Każdemu z nas czasami brakuje motywacji do walki z samym sobą. Chcemy coś zrobić, myślimy o tym, ale w żaden sposób nie możemy zacząć realizować planów. Sami stawiamy przed sobą mur, którego nie możemy przebić nawet kilofem. Tak naprawdę wystarczy tylko dotknąć go własną dłonią i runie. Pozostanie po nim tylko wspomnienie. Trzeba tego chcieć. Nic więcej. Ja obróciłam w pył większość blokad, które były głęboko w mojej podświadomości. Zataczały kręgi , a ja razem z nimi. JEDNAK zostałam stworzona po to żeby walczyć z abstrakcyjnymi metodami tworzenie własnego piękna. Jeszcze długa droga przede mną, ale z każdym zwycięstwem odcinam kilka jej rozdziałów, dzięki czemu się skraca. 

Ostatnie tygodnie były niewiarygodnie ciężkie. Czułam się strasznie. Myśli wędrowały nie tędy, a łzy były wyjątkowo słone. Wystarczy jedno złe słowo, jedna zła interpretacja intencji i pojawia się obraz iluzji, która zamyka mnie w szklanej kuli " zła  ". 

Niewiarygodne ile ta " Papuga " mi dała, ile zabrała. Wszystko co uzyskałam muszę na nowo zdobywać. Jakbym cofnęła się w przeszłość. Czasami czuje się jak małe dziecko , które dopiero, co uczy się żyć. W pewnym sensie tak jest. Otrzymałam nowe życie. Życie, za które jestem odpowiedzialna, o które muszę dbać. Ktoś mi je podarował Ktoś kto włada siłami, niepojętymi przez mój mózg. 

Podobno jestem inteligentną osobą, ale pewnych zjawisk nie potrafię pojąć....

Życzę wszystkim przełamywania swoich barier. 
Ja postanowiłam przełamać jeszcze jedną. 



 

niedziela, 29 września 2013

#27

KOLACJA.... WAGA..... ZŁA..... KRZYK..... ZŁOŚĆ................ RZUCANIE KSIĄŻKĄ O ŚCIANĘ.....

Tak było. Tak będzie.

Degeneracja, patologia.....

O czym ja właściwie mówię?
Pozwolę wam chwilę się nad tym zastanowić.
Widzę, że ktoś na mojego bloga wchodzi. Może i też czyta. Sprawia mi to radość naprawdę :) Wdzięczna bym była za jakiś komentarz :)

Wracając do początku. Strasznie się zezłościłam podczas pewnej sytuacji. Nie chcę o niej pisać. Na pewno papuga się mną zabawiła....

Myślę bardzo często o domu. Nie mieszkam w nim. Nie jestem przy mamie przy Oskarze. Nie ma mnie tam. Został tylko cienki zarys mojej obecności. Proch. Krążę w podświadomości, bezsensownych domysłów. Martwię się. Nie o siebie.

Jakie znaczenie ma to, co tu i teraz ? Przecież i tak każdy obróci się w proch...

Jeden pokój, krzyk, samotność mimo przepełnionej przestrzeni egzystencją innych. Złe duchy, które tą pułapkę nawiedzają Zawładnęły mną nie raz. Miłość głęboko schowana, nie widoczna...

Przygnębiające ....

Zycie jest nie przewidywalne. Wymaga od nas dostosowania się do sytuacji. Wydaje nam rozkazy. Można iść powiewem losu, albo wpłynąć na bieg wydarzeń.
Wszystko można zrobić jeśli się chce,
Moje pragnienia są poza zasięgiem W tej chwili. JA pierwszy raz wieże w siebie....

Gorzej z wiarą w innych,
Samotność jest jak słoń.

poniedziałek, 23 września 2013

#24

Dawno nie pisałam. Zła ja . Nie mam czasu, a może weny... Tak czy siak dzisiaj zebrałam się w sobie i coś napiszę.

Troszkę już godzin lekcyjnych upłynęło od pierwszego dzwonka. Na samym początku września szkoła mnie przerażała. Myślenie o niej było strasznie uciążliwe. Po woli zaczęłam integracje z ludźmi. Jest dosyć dobrze, ale czasami czuję jakąś blokadę. Wiem, że pewnej granicy przekroczyć nie mogę, więc balansuje po między nią. Chodzi o to, że musi być więcej MNIE. W sensie mentalnym.

Moja papuga, która ciągle gdzieś tam jest próbuje mnie przekonać do pewnych odchyleń. Najbardziej się to objawia gdy czuje się strasznie samotna. Moje odbicie w lustrze się zmienia. Widzę to co skrada się bezszelestnie w mojej podświadomości by zadać mi ból...

Moja EUFORIA spowodowana ćwiczeniem na w-fie przerodziła się w nostalgie... Nie mogę Ćwiczyć . Mam zwolnienie od lekarza. Z jednej strony to dobrze bo mam dużo większa motywacje do walki.

***
Czytałam opowiadanie " Stary człowiek i morze". Zastanawiam się jak wiele heroizmu jest w mojej walce. Jak bardzo uparta muszę być by wygrać? By pokonać największego wroga? W tym boju wszystko zależy ode mnie. Jestem sama w błękitnej głębi, z moją łódkę próbuje ciągnąc wielka ryba: Anoreksja. Wiem, muszę być odporna na ból. Muszę mocno chwycić linki i nie dać sobą trząchać jak lalką. Ja to wszystko doskonale wiem, ale wiedzieć można wiele rzeczy , a w praktyce tej mądrości nie zastosujemy... Mimo wszystko będę się starać z całego serca wbić harpun w serce ryby. Nawet jeśli zostanę z tym zupełnie sama ( po części tak jest ) nigdy się nie poddam. Nikt nie nazwie mnie przegranym ,a przede wszystkim ja będę mówić , ze jestem zwycięzcą . Szacunek do samej siebie jest ważniejszy niż zdanie innych.

***

A oto moje śniadanko :



sobota, 14 września 2013

#23

Dawno nie pisałam.
Przyczyna jest prosta brak czasu. Jest rok szkolny. Ciągle mam jakieś zajęcie.

Cieszę się z tego. Gdy mam co robić życie  się prostsze. Wszystko ubrane jest w jeden szablon. Wstaje rano , robię to co muszę i idę spać. Nie mam czasu na myślenie o tym,co będzie, co było. W moim przypadku " nie myślenie " jest dobre. Izolacja od złych bodźców też jest dobra.

Jednak wszystko kiedyś się kończy.
Będę myśleć, będę narażona na zły wpływ.
Jedyną różnicą będzie to, że ja będę w tym czasie inna , zmieniona...

***
Gdy myślę o mojej chorobie, coś łapie mnie za serce. Jest mi przykro. Chce mi się płakać. Nie dlatego, że nie mogę " nie jeść" . Bolą mnie straty.
Uznawałam Papuge za przyjaciółkę. Była nią przez długi okres. Powoli znika. Zostanie po niej pustka, którą muszę wypełnić. Nie jedzeniem, sobą.
Zawsze byłam sama. Myślę, że dlatego to wszystko się zaczeło.
Chciałam pomóc, ale nie miałam jak, więc z bezradności zaczęłam kreować własny świat, własną lepszą rzeczywistość. Z każdym dniem pogrążałam się bardziej.
Po miesiącach nadszedł impuls rozsądku.
Pierwsze pytanie: "Co ja robię ?!"
Było wtedy ze mną źle. Każda czynność bolała, a ja nie zwracałam na niego uwagi tak jakby nie istniał. Świat też nie istniał. Nie było go. Mój świat, w którym żyłam był moją wyrocznią. Papuga dobrą wróżką. Nie potrafię powiedzieć, co się stało, że chciałam pojechać do psychoterapeuty. Nie wiem... Nie potrafię teraz odpowiedzieć. Może za bardzo kocham życie żeby je stracić.
Nie wiem...